ZAŁOŻYCIELKA TEATRU ARKA

Renata Jasińska-Nowak (ur.17.03.1953 w Zielonej Górze –zm. 04.08.2019 we Wrocławiu) – aktorka i reżyserka teatralna, scenarzysta,absolwentka Krakowskiej PWST,dyplom uzyskała 1978 roku.W 1992 roku wspólnie z aktorami:Andrzejem Nowakiem i Bogdanem Michalewskim założyła Teatr Arka,który prowadziła samodzielnie, z powodzeniem łącząc rolę aktorki, autorki scenariuszy, reżyserki i dyrektorki teatru. Będąc jego spiritus movens odważnie i z rosnącym powodzeniem rozszerzała zakres działalności artystycznej, skupiając wokół siebie ludzi wrażliwych, zdolnych i otwartych na twórcze eksperymentowanie w teatrze.

Pierwsze lata upłynęły pod znakiem organizacji oraz docierania do widzów. Przełomowy był rok 1997. Wówczas do zespołu dołączył Alexandre Marquezy, którego do Wrocławia przywiodła fascynacja dokonaniami Jerzego Grotowskiego i Tadeusza Kantora. Wspólny ideał sprawił, że Jasińska i Marquezy połączyli siły i w kamienicy przy ul. Menniczej stworzyli teatr otwarty na wszystkich. U jego podstaw legło przekonanie, że sztukę można spotkać wszędzie, że możliwe jest zatarcie granic między widzem a aktorem.

Kolejnym przełomowym momentem był rok 2002.  Arka zaczęła wówczas prowadzić działalność edukacyjną, terapeutyczną i kulturotwórczą. Miejscami codziennej pracy aktorów stały się ośrodki dla dzieci z niepełnosprawnością, dla osób autystycznych, placówki opiekuńczo-wychowawcze, zakłady karne, a także szpitale psychiatryczne we Wrocławiu. Działalność ta bazowała na przekonaniu o terapeutycznych właściwościach sztuki i przeżycia artystycznego. Doświadczenia z tak różnymi i specyficznymi środowiskami określiły dalszy kierunek działania, który odróżnił Arkę od innych teatrów. Celem stało się udowodnienie, że granice i bariery konstruowane w ludzkich umysłach można rozbić, że ludzie są równi, a różnorodność jest prawdą o świecie i bogactwem ludzkości.

W 2004 roku ważnym  przedsięwzięciem  był spektakl „Kuglarze Pana Boga”, w którym obok zawodowych aktorów – absolwentów europejskich wyższych szkół teatralnych – wystąpiły po raz pierwszy osoby z niepełnosprawnościami. „Odkryłam w nich talent, obycie sceniczne spontaniczność i niesamowitą teatralną intuicję”-mówiła Renata Jasińska. Od tego czasu osoby z niepełnosprawnościami występują w każdym spektaklu teatralnym.

NAGRODY I WYRÓŻNIENIA

Laureatka wielu prestiżowych nagród:

Zagrzeb (Jugosławia) – Międzynarodowy Festiwal Teatru Lalek – I nagroda za rolę Pinokia (1978),
Toruń – Fetiwal Teatrów Jednego Aktora – nagroda za rolę Pani w „Pokojówkach” Jeana Genetana (1979)
Nagroda Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu,
Laureatka Nagrody Miasta Wrocławia (1980r.)

Nagroda Polcul Foundation za działalność artystyczną NTSCiC (1986 r.)
Nagroda Ministra Kultury i Sztuki za osiągnięcia w dziedzinie teatru (2004 r.)

Od 2011 członek Rady Kultury Dolnego Śląska.

Złoty Medal  – Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego (2013 r.)

Honorowa Odznaka Miłośników Wrocławia (2013r.)

Laureatka konkursu Akcja Akacja, Akcja Dąb „Niezwykły Dolnoślązak” (2013 r.)

Europejska Nagroda Obywatelska ( 2013 r)

Nagroda Miasta Wrocław ( 2013 r)

Wyróżnieniem i podziękowaniem za  walkę o wolność Polski w latach 1983-1988 i Scene 40 i 4 dla Renaty Jasińskiej (1.03.2016 Piechowice)

24 lipca 2016 z rąk przewodniczącego Solidarności Walczącej, posła Kornela Morawieckiego Dyrektor Teatru Arka Renata Jasińska otrzymała Krzyż Solidarności Walczącej.

Dnia 13.02.2017r. Renata Jasińska – Nowak odznaczona została KRZYŻEM WOLNOŚCI I SOLIDARNOŚCI Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Dnia 12 grudnia 2017r  Renata Jasińska została odznaczona MEDALEM NIEZŁOMNYCH od Solidarności Dolnośląskiej

SCENA 44

W latach 1983-1989 współpracowniczka Komitetu Kultury Niezależnej we Wrocławiu oraz wrocławskiego niezależnego teatru Nie Samym Teatrem.

Teatr „Scena 44″- w latach 1983- 1987 współtworzyła wspólnie z Iwoną Stankiewicz aktorką oraz aktorem Andrzejem Nowakiem – niezależny teatr Scena 44, którego spektakle prezentowane były w kościołach na terenie całej Polski. Ze względu na działalność polityczną została zatrzymana przez Służbę Bezpieczeństwa, wielokrotnie przesłuchiwana, pozbawiana ról teatralnych, a następnie usunięta z jeleniogórskiego teatru.

,,Scena 44” była prężnie działającym niezależnym teatrem podziemnym.W teatrze występowali:Ryszard Węgrzyn (Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu),Bogdan Michalewski (Teatr na Bruku).Za stronę organizacyjną odpowiedzialna była jeleniogórska Solidarność,w osobach:Andrzeja Piesiaka, Roman Niegosza, Władysław Niegosza  oraz Edwarda Wryszcza.W niezależnej kulturze realizowała przedstawienia funkcjonujące poza cenzurą:KSIĘGI NARODU I PRZELGRZYMSTWA POLSKIEGO A. Mickiewicza,TESTAMENT KSIĘDZA POPIEŁUSZKI. Recenzje z tych wyjątkowych przedstawień ukazały się w piśmie „Obecność” oraz w słynnej „Kulturze Paryskiej”.Osiągnięcia zauważone zostały przez polonię australijską, która przyznała Renacie Jasińskiej nagrodę Pol-Cult.

SOLIDARNOŚĆ WALCZĄCA

W latach osiemdziesiątych związana była z Solidarnością Walczącą, której przewodniczącym był Kornel Morawiecki.

Od 1978 do 1981 roku była aktorką Wrocławskiego Teatru Lalek we Wrocławiu oraz wiceprzewodnicząca Komitetu Zakładowego,w latach 1981-1987 aktorką Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze

W latach 1987-1993 aktorka we Wrocławskim Teatrze Współczesnym im. Edmunda Wiercińskiego. W 1989 współzałożycielka (ze Zbigniewem Górskim i Andrzejem Nowakiem) reaktywowanej Solidarności we Wrocławskim Teatrze Współczesnym

Związki artystyczne z Teatrem Współczesnym we Wrocławiu zaowocowały kilkoma liczącymi się rolami. Zagrała m. in. Dunię w „Zbrodni i karze” Dostojewskiego.

WYWIADY:

Czy trudno jest być dyrektorem teatru? Szczególnie dyrektorem teatru integracyjnego?

Bardzo trudno, a mówię o tym nie po to, by się żalić. Bardzo bym chciała, by powstawały podobne teatry, bo mielibyśmy z kim rywalizować. Ale to nie jest łatwe i pewnie dlatego takie teatry nie powstają jak grzyby po deszczu. Teatrem trzeba zarządzać, prowadzić wszystkie bieżące sprawy. Oprócz tego również reżyseruję. Ponadto muszę być też trochę terapeutą. Muszę mieć oczy szeroko otwarte i intuicję nakierowaną na wszystkich członków Zespołu, żeby zapobiegać czy rozwiązywać problemy, a o te dość łatwo w integracyjnym zespole. Rywalizują niepełnosprawni z niepełnosprawnymi, ale też z zawodowymi aktorami. Bo to nieprawda, że artystyczna rywalizacja dotyczy wyłącznie profesjonalnych aktorów. Prowadzenie takiego zespołu nie jest proste, ale możliwe. Wymyśliłam sobie, że będzie w teatrze równość, tolerancja, sprawiedliwość i zachowanie, utrzymanie tych wartości wymaga wysiłku. Należy też pamiętać, że niepełnosprawni są niesłychanie delikatni, wrażliwi. W moim teatrze nie ma miejsca na przejawy agresji czy przemocy – tutaj musi być poczucie bezpieczeństwa, rodzina, a jednocześnie dyscyplina. I to wszystko trzeba pogodzić.

Gdyby nie prowadziła Pani teatru, czym by się Pani zajmowała?

Byłabym aktorką. Bo ja uwielbiam grać na scenie. Teraz właściwie zrezygnowałam ze wszystkiego na rzecz na życie. To jest właściwie sens mojego życia. I życzę każdemu człowiekowi, żeby sobie coś takiego w życiu znalazł, czemu się poświęci. Kiedyś myślałam, że granie na scenie będzie tym, co bym chciała robić do ostatnich dni. Ale jednak duże teatry mnie rozczarowywały, ograniczały, bo ja chciałabym inaczej, bardziej twórczo. Chociaż zawód aktora jest przecież niesamowicie twórczy. Teatr Arka to mój teatr, moja rodzina w przenośnym i dosłownym znaczeniu, bo tu jest mój życiowy partner, mój syn, synowa, wnuk. Spędzam tu cały dzień, od rana do późnego wieczora. Aktorzy niekiedy mówią, że wymagam od nich takiego samego zaangażowania, ale zapominam, że nie muszę wracać do domu, by spotkać się z rodziną. To prawda. Ale – wydaje mi się, że niestety bez mojej ciągłej obecności i ogromnego zaangażowania, tak by się to nie rozwijało.

Czego nauczyła się Pani o sobie prowadząc teatr?

Nauczyłam się bardzo wiele. Przede wszystkim opanowywania samej siebie. Ponieważ jak każdy aktor jestem emocjonalnym człowiekiem, bardzo zmiennym i kapryśnym. Tymczasem mając tutaj takich samych ludzi, musiałam się opanowywać, swoje wybuchy złości, niechęci. Musiałam się nauczyć tolerancji dla ludzi, ciepła. Nawet za cenę uszczerbku na swoim ego. Poskromienie swojego ego, które aktor ma bardzo rozwinięte, niekiedy wybujałe, to duże wyzwanie. Mówi się, że wielki artysta to nie zawsze wielki człowiek. Ja też musiałam nauczyć się człowieczeństwa. Musiałam nauczyć się odpowiedzialności, nie tylko za siebie, ale za innych. Tym bardziej, że zawsze byłam jak mała dziewczynka, która w razie potrzeby mogła się skryć pod opiekuńczymi ramionami mamy. A teraz –jako prowadząca teatr – muszę być tą najbardziej odpowiedzialną ze wszystkich. Przestrzeganie zasad to kolejna umiejętność – niby proste sprawy: nie kłamać, dotrzymywać słowa, nie spóźniać się. I skoro wymagam od innych, tym bardziej od siebie powinnam wymagać. Moi podopieczni ufają mi. To ogromna odpowiedzialność. Nie mogę ich zawieść. Niepełnosprawni wiedzą, że jeśli powiedziałam, że tak będzie, to tak właśnie będzie i muszę zrobić wszystko, by nie nadużyć ich zaufania, które wypracowywałam przez lata. Nauczyłam się też konsekwencji. To było dla mnie coś obcego, bo fajnie jest być szaloną artystką, niebieskim ptakiem… Nagle musiałam tę swobodę ograniczyć. Ale wiele otrzymuję i czerpię od swoich podopiecznych, oni dają mi siłę. Czasami, gdy jestem w psychicznym dołku, ale staram się, by nikt tego nie dostrzegł zakładając kolejne aktorskie maski, adepci doskonale wyczuwają mój nastrój i dopytują, pocieszają słowem, gestem. To ogromny zastrzyk energii i mobilizacja do działania. Bo przecież to, co robię, w dużej mierze robię właśnie dla nich. Bo teatr dla nich to jak mąż czy żona, to ich życie. Aktorzy mają swoje rodziny, sprawy prywatne, a niepełnosprawni mają swoich rodziców, od których – zdarza się – uciekają, bo traktują ich jak dzieci, czasem tłamszą, a oni chcą funkcjonować w innym środowisku. Po prostu chcą tu być.

Co stanowi największy problem?

Największym problemem jest uznanie ich za osoby, takie same jak my. Cóż można mówić o społeczeństwie, jeżeli rodzice żyją z piętnem niepełnosprawności. Rodzi się dziecko niepełnosprawne i  zaczyna się chowanie pod kloszem, ulgowe traktowanie, zabieganie, wyręczanie, litowanie się. Rodzice jednej z moich adeptek mówiąc o niej podkreślają każdorazowo, że jest głęboko upośledzona. To prawda, ma Zespół Downa, ale od lat gra na scenie, uczy się tekstów na pamięć, komunikuje się bez kłopotu. Niepełnosprawnych trzeba uczyć samodzielności i odpowiedzialności.

Dziś człowieka mierzy się miarą testu na inteligencję, a nie bierze się pod uwagę tego, że w człowieku jest jeszcze coś więcej niż inteligencja. Że człowiek ma intuicję, archetypy, coś czego nie do końca jesteśmy w stanie zdefiniować. Niepełnosprawni to mają i ja poprzez teatr staram się to powiedzieć ludziom. W teatrze nie ma niepełnosprawnych. A nasza cywilizacja niestety tak klasyfikuje ludzi. Owszem niepełnosprawni są słabsi. My się potrafimy bronić.

Są inni, ale nie gorsi.

To prawda. Są inni, ale nie są gorsi. Są słabsi. Nie potrafią się bronić. Bo nie mają masek. My umiemy walczyć w codziennej dżungli, znamy zasady poruszania się w społeczeństwie. Oni są wielkoduszni, dobrzy, przez to czasami wykorzystywani. Nie mają systemu samozachowawczego, instynktu życia. Zatracają się w ideach niekiedy, angażują do upadłego. Są pełni poświęcenia i oddania. Ja znam ich granice, wiem kiedy i w jakim tempie mogę je przesuwać. Tym bardziej nie mogę zawieźć ich zaufania. Oni zaś nie mogą tych granic przekraczać w sposób niekontrolowany i żywiołowy. Niekiedy musiałam ich chronić przed nimi samymi.

Jestem teraz bardzo zadowolona i z adeptów niepełnosprawnych, i z profesjonalnych aktorów – to świetni ludzie. Mam znakomity zespół, który chce się dowiadywać o niepełnosprawności, poznawać, obserwować, pracować z takimi osobami. Nie zawsze tak było. Mam nadzieję, że ta chęć będzie zataczać coraz szersze kręgi, o czym świadczy też stale wzrastająca liczba widzów odwiedzających nasz Teatr.

Renata Piątkowska

SPOŁECZNIK MAGICZNY

Gdy zajrzeć w dzieciństwo dyrektor wrocławskiego Teatru Arka, laureatki zeszłorocznej nagrody Niezwykły Dolnoślązak, to można znaleźć dwie ważne rzeczy. Magię i śmierć. Bo jako pięciolatka była świadkiem morderstwa niepełnosprawnej, a jako dojrzała kobieta zrobiła z tego sztukę.

A wszystko zaczyna się w Poznaniu. Tam matka Renaty Jasińskiej spotkała ojca. Ona miała za sobą doświadczenie obozu koncentracyjnego, bicia do nieprzytomności i porzucenia przez esesmanów na mrozie, a on pracy w konspiracji – oblepiony meldunkami przekradał się Niemcom pod nosem z jednej miejscowości do drugiej.

Baśń, magia, śmierć i ucieczka

Renata urodziła się osiem lat po wojnie i chłonęła tę atmosferę konspiracji, walki o Polskę i spraw fundamentalnych. Te doświadczenia, tragiczne wspomnienia nieskrywane przez otwartych rodziców, wzbudziły w niej potrzebę działania i buntu. – Nie mogłam zrozumieć, jak rodzice mogą godzić się na to, żeby kraj został w rękach sowietów. Teraz wiem, że byli udręczeni i chcieli po prostu odpocząć w normalności – opowiada szefowa Arki.

To poczucie głębokiej niesprawiedliwości spowodowało jednak, że mała Renatka uciekła w baśnie i magię. Magię wsi – gusła, modlitwy, lamenty, dziady i obrzędy. Do dziś pamięta przerysowaną obrzędowość, gdy wieś żegnała obraz Maryi rozdramatyzowanym pochodem. To były pierwsze spektakle, które przyszło jej oglądać.

To, i pogrzeby. Fascynowała ją śmierć. Jako pięcioletnia dziewczynka zakradała się do izb sąsiadów, którzy żegnali swoich bliskich i urzeczona patrzyła na ciała! Po nocach nie spała, młodziutka głowa parowała strachem, ale rodzicom nie powiedziała, dlaczego krzyczy przez sen. Wtedy odebraliby jej te spektakle.

– Jedno wydarzenie związane ze śmiercią uderzyło mnie szczególnie – wspomina Renata Jasińska. – Przypomniałam je sobie dopiero niedawno, gdy szykowałam spektakl. Wróciło do mnie wspomnienie, które wyparłam, a które było ze mną podświadomie przez wszystkie lata i nadawało ton moim działaniom. Byłam świadkiem tragicznej śmierci – dodaje.

Jako pięciolatka zakradła się na podwórze sąsiadów, u których żyła 20-, 30-letnia niepełnosprawna intelektualnie dziewczyna. Drwiła z niej cała wieś, prześladowały gromady dzieci, a rodzina kazała jej spać w oborze ze świniami. Chodziła brudna, bosa, zmarznięta i z czarnymi od gnoju, który całymi dniami przerzucała, paznokciami. Dla małej Renatki fascynująca. Gdy pewnego dnia znów podglądała ją przy pracy, zobaczyła, że z domu wyszli ludzie i najpierw zaczęli jej coś tłumaczyć, potem coś krzyczeć, a potem bić widłami. Najpierw na odlew, potem na sztorc. Było pełno krwi. Kilka dni później dziewczyna zmarła.

– To doświadczenie wzbudziło we mnie poczucie winy. Byłam dzieckiem, nie mogłam zrobić nic, by tę dziewczynę ratować, ale wtedy wydawało mi się, że powinnam, że w jakiś tam sposób brałam w tym udział– mówi szefowa Arki. – Zakradłam się potem do izby, w której leżało jej ciało. Pamiętam, że była w końcu taka czysta. Uwierzyłam wtedy, że śmierć tak człowieka czyści.

Arka – łódź do prawdy

Czym dziś zajmuje się Renata Jasińska? Prowadzi we Wrocławiu Teatr Arka, w którym pełnosprawni i niepełnosprawni grają ramię w ramię. I to zawodowo – to jedyne takie miejsce w Polsce. Sama 20 lat temu je stworzyła. Na początku miał być to po prostu trochę inny, bardziej autentyczny teatr. Zakładała go w 1994 roku, bo miała już dość polityki i szefowania związkowi zawodowemu we wrocławskim Teatrze Współczesnym.

– To była udręka, bo chciałam dogodzić wszystkim, ciągle chodziłam do dyrekcji po pieniądze dla aktorów, a apetytów części z nich nie dało się zaspokoić. Nie grałam też głównych ról, żeby nie można było podejrzewać, że dostaję je ze względu na pozycję w związkach. Udręka. W końcu powiedziałam „dość”! – opowiada.

A zaczęło się od walki o wolność. Jasińska jeździła z przedstawieniami niepodległościowymi po kościołach. Poznała Michnika i Kuronia. Na Jasnej Górze występowała przed czternastoma tysiącami studentów! Dziś wspomina, że to było najbardziej autentyczne doświadczenie wspólnoty, najprawdziwszej, sięgającej dna duszy sztuki, przekazu, którym żyli wszyscy widzowie. Nie było krzesełek, biletów, niewyciszonych komórek. Jak ona klęczała, to tłum klęczał, gdy ona płakała, to i cały kościół szlochał.

– Chyba właśnie tego szukałam w Arce. Bo praca w związkach to był już kapitalizm, męka – zastanawia się dziś nad decyzjami przeszłości. – I tu to znalazłam. W niepełnosprawnych intelektualnie, w ludziach z chorobą Downa. Znalazłam też pewnie to, czego szukałam od czasu tej tragicznej śmierci wiejskiej dziewczyny, którą w swoim spektaklu nazwałam Helką.

Arka w pierwszych latach działalności przebijała się przez kłopoty finansowe. Do czasu, gdy jej szefowa nie odkryła, jak może połączyć swoje społecznikowskie zacięcie z artystyczną duszą. Napisała opartą na faktach sztukę o śmierci licealistki, którą zabiły koleżanki z klasy. Świetne recenzje, mnóstwo widzów, szał na festiwalach. I tak Arka obrała kurs na teatr zaangażowany społecznie. Kolejny przełom dokonał się w roku 2003. Wtedy to Renata Jasińska przeczytała „Poczwarkę” Terakowskiej i „Celę” Sobolewskiej. Na podstawie tych książek napisała spektakl, w którym jedną z głównych ról zagrała Teresa Trudzik, dziewczyna z chorobą Downa. Tereska jest z teatrem do dziś i potrafi na ważnym spotkaniu dotyczącym organizacji we Wrocławiu Europejskiej Stolicy Kultury wstać i wszystkim ważnym powiedzieć o prawach i potrzebach niepełnosprawnych. O wykluczeniu. Taki jest cel działalności teatru?

– Nie tylko – kiwa głową Renata Jasińska. – Ja widzę w tych ludziach coś więcej. Oni mają jakiś romantyczny kontakt z transcendentem. Ludzie mogą pomyśleć, że ja jestem wariatka, ale oni rozmawiają z duchami, z Bogiem, tak normalnie. Ktoś z nimi chodzi. Myśmy zatracili tę umiejętność komunikowania się z tą bardziej zawoalowaną, niepewną częścią rzeczywistości. Z innym wymiarem. To chcę na scenie pokazać.

Wszystko możliwe, ale z opóźnieniem

I wydobywa. W teatrze, którego biura mieszczą się w starej kamienicy, w warunkach poddaszowych. Komputery stoją na starych, skrzypiących melodię przeszłości meblach, a podłogi jęczą pod krokami, jakby dźwigały już dwudzieste, trzydzieste pokolenie.

W takich warunkach Renata Jasińska zdobyła tytuł Niezwykłej Dolnoślązaczki. Dostała go za to, że prowadzi jedyny w Polsce zawodowy teatr integracyjny. Uzasadnienie nagrody brzmi tak: „łącząc rolę aktorki, reżyserki, scenarzystki oraz dyrektorki teatru, będąc jego spiritus movens odważnie i z rosnącym powodzeniem rozszerza zakres działalności artystycznej (…), daje możliwość mierzenia się z problemami związanymi z niepełnosprawnością – nie tylko poprzez przekraczanie kolejnych barier”.

– Najbardziej cenię w niej pasję i wizjonerstwo – gdyby nie te jej cechy, „Arka” nigdy nie wypłynęłaby na szerokie wody; ba! – od razu po „zwodowaniu” osiadłaby na mieliźnie: wszak Renia tworząc ją, nie miała absolutnie nic, a kapitał początkowy wynosił, o ile się nie mylę, dwa tysiące złotych – mówi Zofia Warzyńska-Bartczak, kierownik literacki teatru.

Według niej nikt nie wierzył, że możliwe jest, by teatr, którego połowę załogi stanowią ludzie z różnego typu niepełnosprawnością, mógł konkurować z profesjonalnymi teatrami. A czy szefowa ma jakieś wady? – Jej wady stanowią zarazem jej siłę. To choćby nieprzyjmowanie do wiadomości czegoś, co jest nie po jej myśli. Dzięki nieustępliwości osiągnęła niemożliwe. Innym jej rysem charakterystycznym jest wybuchowość, ale i ta cecha, choć bywa przykra dla otoczenia, ma także swoją drugą stronę: to dążenie do z góry założonego celu i niegodzenie się na bylejakość – wyjaśnia Zofia Warzyńska-Bartczak.

Inną jej wadą jest spóźnialstwo. Alexandre Marquezy, aktor, który przyjechał z Francji szukać w Polsce nowych form teatralnych, a które znalazł właśnie w Arce, twierdzi, że wynika ono z zainteresowania człowiekiem i rozmową.

– Często jest tak, że pani dyrektor zapamiętuje się w rozmowie, zapomina wtedy o czasie i gdy na zewnątrz jej gabinetu czeka już kolejna osoba, ona jest jeszcze w środku dyskusji z poprzednią – śmieje się Alexandre Marquezy. Ale zaznacza też, że w tych zawsze przeciągających się rozmowach przejawia się to, co on ceni w niej najbardziej. Szaleńcze przekonanie, że wszystko jest możliwe.

http://wiadomosci.ngo.pl/wiadomosc/967615.htm